Ciężko mnie zdziwić. Zazwyczaj niespodziewane dla innych sytuacje są dla mnie na tyle banalne, że macham ręką i idę dalej. Skoro wszystko jest możliwe, to wszystkiego należy się spodziewać i podejrzewać. Osobiście robię wielkie oczy tylko wtedy, kiedy byt absolutny pokrzyżuje moje plany/założenia/pewniaki.
Poszedłem rano do kościoła, a o 10 zaczynały się zajęcia. Miałem więc z godzinkę luzu. Pojechałem do tesco, z racji tego, że kasjerzy tam są normalni. Nie kichają na apetycznie wyglądające produkty spożywcze, jak ci z bezdomki. Nie klną, nie ociągają się, nie ziewają podczas przepuszczania towaru przez pikającą kasę, mówią 'dzień dobry' i 'do widzenia'. Są uprzejmi, nie krzyczą na cały głos, kiedy wbiją jakiś trefny kod i potrzebny jest im przełożony do anulowania transakcji, nie zachęcają do kupna reklamówki za trzy grosze, nie pytają o kartę stałego klienta, a co najważniejsze uśmiechają się często.
No i wpadam do hipersupermarketu po jakąś przepojkę na zajęcia i ciastka, żeby powkurzać wykładowcę chrupaniem podczas idealnej ciszy panującej w auli.
Dostałem sms-a od gadzinki, która przebywała bliżej mnie niż blisko. Mamma mia! Szok i niedowierzanie.
Po pierwsze primo - skąd się wzięła? Po drugie primo - dlaczego dziś? Po trzecie primo - a czemu niby miałbym jej wierzyć? To podejrzane, nie?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHwF_tPuvQkN_fDTM_kTxfCeMB6xo-q6858XwzC9U4EON810BhJBKrOV0TksVLEXpr_zNSDmk9BCufBdEpDTN0lKTFBO8LcvRdc4bbzKv6Jgj13IcUKVawNWkuarT9Ny3dmD5oSVkEq1o/s200/krowa2.jpg)
Wyłoniła się zza winkla - jak zjawa czy inna strzyga. Stawiając kroki co piąty schodek zbiegłem na dół i wyściskałem dawno nie widzianą Alcię.
Pogadaliśmy względnie długo, pozwiedzaliśmy sklepy, pożartowaliśmy. Jak nowo narodzony poszedłem na trwające już zajęcia.
(za zdjęcie jestem zabity, w komentarzach składać kondolencje)
(za zdjęcie jestem zabity, w komentarzach składać kondolencje)
Dzień miałem normalnie cud malina i pewnie też przez to, że świeciło słoneczko.
Odpoczywam przy piosence, którą nadesłał kolega. Trochę odmienny styl, za którym specjalnie nie przepadam, ale w którym lubię kilkadziesiąt utworów.