środa, 30 marca 2016

Podjąłem na nowo kontakt z moimi znajomymi z Niemiec. Od kilku lat jakoś nie myślałem o nich, zapomniałem zwyczajnie - choć nie powinienem. To ludzie, którzy zasługują na pamięć. Poznałem ich w 2008 roku, będąc na saksach. Mieszkałem z nimi tylko dwa tygodnie. Przez te 14 dni doświadczyłem ich jako ciepłych, kochających ludzi. Mieli za sobą kawał ciężkiego życia. Emmi wychowywała się w Czechach, gdzie zastała ją wojna. Opowiadała, że jej mama nie miała co włożyć do garnka, że nad ich domem niejednokrotnie latała śmierć. Później trafiła do Niemiec, gdzie ułożyła sobie życie z Oswaldem. On też zawdzięcza to, co osiągnął wyłącznie ciężkiej pracy. Życie doceniło ich bruzdami na dłoniach, jednak pozostawiło w sercach miłość do pracy i ludzi. Wszystkiego nauczyli się sami, do wszystkiego doszli razem. Lecz nawet wtedy, gdy wychodzili na prostą i odbili się od dna w powojennych Niemczech, los postanowił odebrać im płodność.. Byli zupełnie sami, bez kogokolwiek bliskiego, prócz siebie.
Zdani na siebie dożyli pięknego wieku..

W czasie tego krótkiego pobytu traktowali mnie jak wnuka, a ja ich jak dziadków, których tak naprawdę nigdy nie miałem.

Emmi i Oswald napisali w liście, że powoli liczą sobie każdy dzień oraz wiedzą, że nic nie trwa wiecznie. W tym roku po raz ostatni będą u nich zbiory. Pewnie brakuje im sił..
Czytając te zdania poczułem ścisk w gardle. Zżyłem się z nimi.

Może znajdę sposób, aby ich jeszcze w tym roku odwiedzić.

poniedziałek, 7 marca 2016

V blbým věku

Dwa miesiące w nowym wydziale za mną. Zmiana była koniecznością, choć w niewielkim stopniu ciekawością i chęcią spróbowania czegoś nowego, wejścia na Everest. Jest mi tu dobrze i nie narzekam na przytłaczającą ilość papierów. Siedemdziesiąt stron formatu A4 napisane w osiem godzin? Czemu nie. Zawsze lubiłem pisać i składać papiery w jedną, logiczną całość. Faktem jest, że powaga spraw, które prowadzę jest już dość spora i na moich barkach spoczywa niewspółmierna do osiągniętych korzyści ilość obowiązków, ale warto było podjąć rękawicę. Mówią na nas "kronikarze".  Dla człowieka, który nigdy tego nie spróbował jest to tylko papierologia. Ja wiem, że papierologia potrafi być bardziej męcząca od niejednej pracy fizycznej. W ciągu dnia tworzy się taką ilość makulatury, z której każda karta ma wiążącą dla mnie i dla kogoś moc prawną. Niby zwykłe postanowienia, decyzje, zarządzenia, za którymi kryje się jednak pieniądz czyjś lub publiczny, wolność czyjaś lub jej ograniczenie. W tym wydziale wsadza się ludzi do pudła, albo zabiera się ich rodzinom chleb. Pogrąża się, zabiera nadzieję, albo daje się im odetchnąć. W czterech ścianach decyduje się czyjaś przyszłość lub spokój jakiejś osoby. Przeróżne sytuacje, każda inna i ciekawa. Niektóre są też ponure, bo nie wszystkie zagadki są do rozwiązania, czasami ktoś zawiśnie na sznurku na wieki..

W domu różnie. Kłótnie i marcowanie, na przemian. Dzieci rosną, ale i chorują. A jak już chorują, to parami. Witajcie grypy, sraczki i ospy.
Musimy zacząć uważać na to, co się mówi w domu, bo Adelka powtarza w najmniej oczekiwanej sytuacji. Lekarz był nawet szogunem. Dobrze, że jest stary i niedosłyszy. Albo słyszeć nie chciał :-)


Przyjemna, słowacka piosenka na dobry poranek.