piątek, 27 sierpnia 2010

Pojazd asenizacyjny - kupię

mało kto wie, co to za pojazd. Tą nazwę wymyślili ludzie pokroju ąę (tfu!).
Jest głupia, bezsensowna, a człowiek wyjęty wprost od łopaty prędzej poplącze sobie język, niż wypowie, a co dopiero zrozumie. Prawda jest taka, że pojazd asenizacyjny to najzwyklejszy w świecie, najbrudniejszy, najbardziej śmierdzący, ale i niesamowicie potrzebny szambowóz. Gówniarka, szambiarka, pszczółka - jak kto woli. Kuzyn zwykł mawiać, że człowiek, który kieruje szambowozem to gówniarz. Jak zwał tak zwał.
Albo fekalia. Chciałbym poznać pochodzenie tego beznadziejnego określenia.
Dobrze myślisz, brawo czytelniku. Kał jest fe.
Słówko wymiociny nie budzi we mnie takiego zniechęcenia, zdecydowanie częściej używam określenia puszczać pawia.

Albo kwestia, którą lubię poruszać - związki.
Wyobraź sobie lasencję i fagasa. On dla niej zawsze miły, zadbany, pilling obowiązkowy, mokra włoszka, kolczyk w d.. nosie, rzęsy podkręcone.
Ona również higiena na najwyższym poziomie, lakier do paznokci lila róż, wysoki obcas, słitaśnie wyglądający puder na twarzy.
Pomyślałem - co będzie, kiedy oni się na przykład hajtną i staną przed sobą KAŻDEGO dnia takimi, jak ich Bóg stworzył?
I wtedy ukażą swoje prawdziwe oblicza.. Wyobrażam sobie te śmierdzące skarpety, które będzie ukrywał przed nią tygodniami w najgłębszych zakamarkach mieszkania. Widzę te przepocone koszule i wizytę pod prysznicem co sobotę, po wieczorynce...
Widzę też ją na klozecie, na którym jest sama i właśnie skończył się toaletowy...
Albo dziecko, które zrobiło kupsko śmierdzące na trzy przecznice..

Wydaje mi się, że wielką sztuką jest nauczyć się obecności drugiego człowieka w realnym świecie. Stając przed kimś ze swoim człowieczeństwem (które na dobrą sprawę jest piękne), ze swoimi słabościami, z brudnymi skarpetami i z naczyniami, które trzeba pozmywać, można nabrać wielkiego, życiowego doświadczenia.
Trzeba rzucić w diabły high life i spojrzeć prawdzie w oczy, mianowicie:
Jestem człowiekiem i nic, co ludzkie nie jest mi obce.

Muzyczne o. to powrót do przeszłości. W tym tygodniu króluje happysad.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Klub nocny

to jedno z wielu obleśnych skojarzeń, których nabawiłem się w związku z całokształtem pracy rządu RP. Klub pijaczków, aferzystów, złodziei, kryminalistów, ale przede wszystkim komuchów.
Komunizm to głupi system, który mówi, że należy wyrównać różnice ekonomiczne w społeczeństwie. Czyli zabrać Kowalskiemu, który tyra od rana do wieczora i ma z tego wielkie pieniądze, a dać menelowi Nowakowi, który posiada dwie lewe ręce. Zaraz zaraz... ja tu nie widzę sprawiedliwości. Dlaczego bogaci mają łożyć na nierobów? Dlaczego więcej zarabiasz = odprowadź podatkiem liniowym więcej? Chyba logiczne, że efektywność mojej pracy powinna być jeszcze bardziej wynagrodzona. A tu zonk, połowa dochodu łata powiększającą się dziurę budżetową. Idea państwa wtrącającego się jest be. Opowiadam się za zlikwidowaniem podatku dochodowego, który działa destrukcyjnie na motywację ludzi do pracy. Straszna jest świadomość pracownika, który wie, że państwo zabierze mu 1/2 dziennego zarobku.
Nawet gogole się nie myli:

Zacząłem głębiej rozważać znane wszystkim słowa Krzysztofa Kononowicza: "nie będzie niczego". Rzeczywiście, jak rozkradną to, co się da, pójdziemy śladem Irlandii i Grecji.
Chciałbym, by Polska odpieprzyła się wreszcie od rodziny. Koniec zakazów klapsów i pouczania, co wolno, a czego nie. Jestem za likwidacją urzędów, w których traci się bezmyślnie pieniądze na biurokrację (problem = stworzenie urzędu do jego rozwiązania = niepotrzebne koszty = złodziejstwo w biały dzień i obciążanie podatnika).
Zlikwidować ministerstwa:
- rozwoju regionalnego (a po co mi to, skoro mój region rozwinął się wyłącznie dzięki kreatywnemu myśleniu jego mieszkańców)
- sportu i turystyki (w promieniu 30 km od mojej miejscowości nie ma ani jednego, publicznego ośrodka sportowo-rekreacyjnego)
- środowiska (wystarczająco popieprzyli ludziom w głowach tymi szczytami G-16; natura nie potrzebuje swojego ministerstwa)
- finansów (jego rolę powinien przejąć wyłącznie inaczej nazwany m. skarbu państwa)
- spraw zagranicznych (bo politycy stamtąd jeżdżą i kompromitują się na międzynarodowej arenie politycznej)
- kultury i dziedzictwa narodowego (darmozjady, dziedzictwem narodowym będzie niebawem TU-154 i Wawel)

Likwidując tylko sześć ministerstw będziemy miliardy złotówek do przodu, podczas, gdy nie stracimy niczego ważnego.
Załatamy resztę dziury po Gierku i jej  nową część po współczesnych złodziejach. A ludzie, którym zmniejszy się koryto będą zmuszeni pójść do uczciwej pracy zamiast próżnować i obmyślać ustawy na legalne złodziejstwo.

Wiem, Agolu, że lubisz konkrety, a nie ogólniki. Chętnie zamieściłbym nazwiska osób, które są dla mnie godne zaufania... myślę jednak, że jest to zbędne z uwagi na ich niewielką liczbę :-)
A partie i ich członkowie - UPR, WiP, Prawica Rzeczypospolitej. M.in. dlatego, że moje przekonania religijno-polityczne idą w parze z większą częścią programów tychże partii.

Złodzieje i komuniści won. Wszyscy.





Obsesja muzyczna ostatnich dni.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Postkomuna

no właśnie. Komunizm wciąż żyje, mimo, że już ponad dwie dekady jesteśmy wolni od tego systemu. Bynajmniej teoretycznie. Osobiście powystrzelałbym 90~95% ludzi obecnego sejmu i senatu. Tylko po to, by ulżyć sobie i by władzę objęły umysły młode, nieskorumpowane, kreatywne i myślące. Precz z urzędami, w których wciąż mogę wszystko załatwić odpowiednią ilością pieniędzy. Precz z ludźmi, którzy uważają, że wspólne oznacza lepsze. Precz z ustawami, które służą legalnemu rozkradaniu Polski. W końcu precz z Panem sukinsynem Bronkiem Komorowskim i Panem złodziejem Donaldem Tuskiem.
Oszuści muszą odejść, a wraz z nimi komuna.
Uwielbiam Cejrowskiego!

A tutaj mały ślad po komunie. Zdjęcie z wczoraj.