środa, 3 lutego 2010

Podejrzana dieta cud

Przypomniała mi się sytuacja sprzed miesiąca. To, że na sylwestra nie robiłem nic było jasne i wiadome. Ale gdzieś koło pierwszej zadzwonił kuzyn, żebym przyjechał do niego, bo ma znajomych i świetnie się bawią. Co mi zależy - pomyślałem, odpaliłem swój gangsta wóz i pojechałem.
Towarzystwo składało się z kilku par, których nie znałem, 23-27 lat i już dość mocno upojonych. Dołączyłem się do nich, zrobili mi herbatkę, poczęstowali i tak zleciało ze 20 minut luźnych rozmów. Nagle ktoś wyskoczył z tym, żeby za dużo nie jeść, bo kilogramy ciężko upilnować.
No i się zaczęła cała akcja :-)
Jedna z dziewczyn powiedziała drugiej (w żartach), że jest cholernie gruba. W rzeczywistości skóra i kości, no ja osobiście to bym jej zalecił kurację dożywiającą. A że dziewczyna cholernie obrażalska i wzięła to do siebie, to zaczęła się ostra wymiana zdań między płcią żeńską.
Matko moja, trzymajcie mnie - myślałem sobie spoglądając na rozwój sytuacji.
Końca dyskusji nie widać, każda wypomina drugiej kilogramy ukryte pod bluzkami, czy wystające wałki tłuszczu. Faceci woleli się nie wtrącać, ruszali tylko gałkami ocznymi kierując je na aktualnie przemawiającą wściekłą towarzyszkę.
Narastające napięcie spowodowało, że wszystkie jednoznacznie osiągnęły porozumienie (!) polegające na zastosowaniu jakiejś diety cud, która miałaby zrobić z nich już tylko kości (no bo skórę by zrzuciły przecież).
Paranoja normalnie.. Kobietom, szczególnie tym mądrym i pewnym siebie to się w głowach poprzewracało.
Patrzą na siebie, ale się nie widzą. Są ślepe, mają klapki na oczach, a 90/60/60 (nie wiem jakie teraz są standardy) to ich cel, który osiągają, gdy rzeczywiście jest już 50/30/50.
Jacyś mądrzy statystycy mówią jasno (o ile ich dane są prawdziwe) - większość facetów woli taką, która ma w zapasie niż w ubytku.
Patrząc na przechodzące kobiety na ulicy zastosowałbym dożywianie przymusowe, tak jak to się robi u indyków czy jakichś tam kaczek. Mianowicie do pełna + 10%.
Kobieta ma być kobietą, a nie mobilnym zestawem do zawieszania ubrań (pot. wieszakiem).
Weźmy na przykład znaną światu Kelly Clarkson. Jej to zwisa, że nie jest idealnie przycięta przez chirurgię plastyczną i uformowana w kolejny pseudo ideał piękna.
Zauważam różnicę między dbaniem o siebie, a przesadnym dbaniem o siebie.
Tylko weź i przetłumacz to innym, to Cię zrobią wariatem, bo zagrażasz dość dużemu biznesowi tego świata.
Ot, mongolska teoria. :-)

Kończę piosenką, którą znalazłem wczoraj.

6 komentarzy:

  1. A ja tam wolę mieć swoje boczki... :P Odchudzać się nie zamierzam w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co, to wmawianie sobie "och, jaka ja jestem gruba" przy ludziach wkurza mnie niesamowicie. Ja jestem zdania, że dopóki nie mam nadwagi, odchudzać się nie muszę. Najważniejsze, to się mieścić w normie - nie mieć za dużo i nie być wieszakiem. ;)
    A Barwinki to jest to. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. okropny jest ten obrazek z kaczką, nigdy nie dałabym się dokarmiać:P i myślę, że każdy ma prawo wyglądać tak, jak chce. jak mi ktoś mówi, że powinnam więcej jeść, bo jestem za chuda, to się wkurzam;P
    pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie walczę o wagę. moze nawet powinnam, ale nie jest to mój priorytet. dodaje sobie otuchy, że będę cudowna w ciąży i już się do tego stanu przygotowuję xD
    btw, Kelly Clarkson jest chuda! ja bym nie mogła pokazać brzucha ;p

    Jotka

    OdpowiedzUsuń
  5. @Heke
    Pełen szacun za takie myślenie :-)

    @agad
    Jak wyżej :-)

    @galadriela
    Ha! Kaczka miała spotęgować odczucia. Owszem, każdy ma wolną wolę, ale mamy zadanie wykorzystywać ją racjonalnie- a może się mylę, popraw, jeśli tak. :-)

    @Jotka
    Bycie w ciąży się nie liczy, a Kelly jest moim zdaniem 'w swojej wadze', że tak to ujmę :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie mylisz się, więc nie poprawię:)

    OdpowiedzUsuń