poniedziałek, 3 lutego 2020

Meine liebe Grosseltern

Wspaniały to był weekend, nie zapomnę go nigdy. Odwiedziłem dobrych ludzi z kraju germańskiego okupanta, u których pracowałem 11 lat temu. Oswald oraz Emma są niepodobni do stereotypowego Niemca. To ludzie, od których bije dobro. Pomimo osiemdziesięciu ośmiu lat spędzonych na tym łez padole trzymają się całkiem dobrze, a umysł mają rześki jak u nastolatków. On - stanowczy ale jednocześnie znający się na żartach, ona - pogodna od ponad pół wieku spędzonego przy boku swojego męża. Rozumieją się bez słów, ale też nie mogą bez siebie żyć. Są katolikami z krwi i kości, choć życie ich nie oszczędzało. Teraz, na starość mają w sobie pogodę ducha i przychylność w oczach sąsiadów z niemal dwutysięcznego miasteczka.
Nie mogę przestać zadawać sobie pytania jak wytrzymali ze sobą taki kawał czasu, będąc skazanymi na bezdzietność. Ciekawe, po jakim czasie przestali zadawać pytania i pogodzili się z losem. A może żyli w oparciu o fundament wartości, który jest ponad tym wszystkim.

Pokochałem ich jak własnych dziadków, których obecności nigdy nie zaznałem. Warto było się przełamać, poświęcić kilka dni i dwa tysiące sześćset kilometrów za kierownicą. Kto wie, może za niedługo nie byłby to odpowiedni moment. Na spacer w wiśniowym sadzie niestety się spóźniłem.


Niech Bóg ma Was w swej opiece.