poniedziałek, 12 grudnia 2016

Takie głupie czasy, że dostosowujemy tradycję do swoich potrzeb. Ma być wygodna w stosowaniu, ma spełniać nasze oczekiwania. Nie powinna wchodzić za bardzo w nasze aktualne "ja.
Jesteśmy coraz mądrzejsi, mądrzejsi od innych. Najmądrzejsi.

1. Pycha
2. ...
3. ...

sobota, 29 października 2016

28 października 2016

Trudny dzień już minął. Od dziś będzie już tylko lepiej, tak mi się przynajmniej wydaje. Zastanawiam się, czy zmierzam w dobrym kierunku po tym, jak każdego dnia naoglądam się wszechobecnego gówna. Gorsze jest chyba to, że tkwię w nim po same uszy i chłonę je każdą częścią umysłu. To, co nazywam zdrowym rozsądkiem nim nie jest, a to, co powinno mnie obrzydzać - powszednieje. Przez nieuwagę (na moje nieszczęście) udało mi się przywyknąć do kurew i biedy, a cnota to już drugi koniec świata. Odległy, wyśmiany, zapomniany - bliski niegdyś koniec świata. Wmawiam sobie, że tak nie jest i że potrafię oprzeć się temu wstrętnemu trendowi. Przez to wszystko zapominam, gdzie jest najważniejszy cel mojego życia.
I jak ja się wytłumaczę kiedyś Piotrowi?

Może choć piosenka, łagodna, zwiewna i przyjemna ostudzi moje destrukcyjne myśli..

piątek, 12 sierpnia 2016



W nas ukryte są opłaty - ogień i deszcz
Przypadkiem spotykamy się na każdym rogu
Wszechświat daje nam znak, z dnia na dzień
Głowa tłumaczy nam w kolorze
Niemy film

sobota, 16 lipca 2016

1000+

Pękło po 23 wyprawach, 48 godzinach poza domem i po 40 000 spalonych kalorii. Jestem z siebie dumny, moje morale poszybowało mocno w górę. Pierwsze kilometry były mordęgą, przejechanie piętnastu to był wielki wyczyn po czym pojawiały się problemy z chodzeniem przez kilka następnych dni. Teraz największym problemem, jaki mam przed wyjazdem jest oszacowanie pogody i wybranie trasy. Zauważyłem, że lepiej jeździ mi się w upały, choćby 35 stopniowe. Przy chłodnej aurze szybciej stygnę, ciężej rozgrzać nogi. Staram się jak najrzadziej bywać ponownie w tym samym miejscu, ciągle odkrywam nowe miejscowości, drogi, jadę w nieznane. Uwielbiam wyzwania. Na szczęście nie jest problemem odległość do danej miejscowości docelowej, bo gdzie sobie zamarzę, tam jadę. Gorzej z czasem, wycieczki rowerowe pożerają godziny w okamgnieniu.
Jeżdżę niestety sam, werbowanie znajomych na niewiele się zdało. W sumie to i dobrze, wszelkie przystanki i cele zależą wyłącznie ode mnie.

No i schudłem 7 kilo. Sukces.

środa, 4 maja 2016

+1

Jesteś - a więc musisz minąć. 
Miniesz - a więc to jest piękne.


Bóg stworzył czwarty wymiar po to, abyśmy mogli powiedzieć "wczoraj", "dziś" i "jutro". Abyśmy nie zanudzili się ze sobą, mieli cele i mogli naprawiać. Bo życie psuje się ciągle, a to psucie jest jak rdza, której ciężko się pozbyć, która pojawia się w różnych miejscach. Świt przynosi świeżość i energię, zmierzch ją odbiera i nakazuje, by dać chwilę wytchnienia przed kolejnym nieznanym. Jak dotąd dostałem od Boga 9855 szans by poprawić wczorajsze, by kogoś uratować, by komuś być przykładem i oddać mu codziennie pomniejszającą się część siebie. Bóg zapłać.
Przede mną już tylko brakująca liczba. Przed Tobą również. Ciekawe, jak zostanie spożytkowana..

Kupiłem sobie w prezencie rower. Od 14 - 15 roku życia nie prowadziłem dwóch kółek. Teraz czas na nadrobienie strat. Uwielbiam jazdę nocą po nieoświetlonych wioskach, które nabierają innych kształtów. Można zaobserwować wiele wspaniałych rzeczy niewidzialnych za dnia. I to lubię.

środa, 30 marca 2016

Podjąłem na nowo kontakt z moimi znajomymi z Niemiec. Od kilku lat jakoś nie myślałem o nich, zapomniałem zwyczajnie - choć nie powinienem. To ludzie, którzy zasługują na pamięć. Poznałem ich w 2008 roku, będąc na saksach. Mieszkałem z nimi tylko dwa tygodnie. Przez te 14 dni doświadczyłem ich jako ciepłych, kochających ludzi. Mieli za sobą kawał ciężkiego życia. Emmi wychowywała się w Czechach, gdzie zastała ją wojna. Opowiadała, że jej mama nie miała co włożyć do garnka, że nad ich domem niejednokrotnie latała śmierć. Później trafiła do Niemiec, gdzie ułożyła sobie życie z Oswaldem. On też zawdzięcza to, co osiągnął wyłącznie ciężkiej pracy. Życie doceniło ich bruzdami na dłoniach, jednak pozostawiło w sercach miłość do pracy i ludzi. Wszystkiego nauczyli się sami, do wszystkiego doszli razem. Lecz nawet wtedy, gdy wychodzili na prostą i odbili się od dna w powojennych Niemczech, los postanowił odebrać im płodność.. Byli zupełnie sami, bez kogokolwiek bliskiego, prócz siebie.
Zdani na siebie dożyli pięknego wieku..

W czasie tego krótkiego pobytu traktowali mnie jak wnuka, a ja ich jak dziadków, których tak naprawdę nigdy nie miałem.

Emmi i Oswald napisali w liście, że powoli liczą sobie każdy dzień oraz wiedzą, że nic nie trwa wiecznie. W tym roku po raz ostatni będą u nich zbiory. Pewnie brakuje im sił..
Czytając te zdania poczułem ścisk w gardle. Zżyłem się z nimi.

Może znajdę sposób, aby ich jeszcze w tym roku odwiedzić.

poniedziałek, 7 marca 2016

V blbým věku

Dwa miesiące w nowym wydziale za mną. Zmiana była koniecznością, choć w niewielkim stopniu ciekawością i chęcią spróbowania czegoś nowego, wejścia na Everest. Jest mi tu dobrze i nie narzekam na przytłaczającą ilość papierów. Siedemdziesiąt stron formatu A4 napisane w osiem godzin? Czemu nie. Zawsze lubiłem pisać i składać papiery w jedną, logiczną całość. Faktem jest, że powaga spraw, które prowadzę jest już dość spora i na moich barkach spoczywa niewspółmierna do osiągniętych korzyści ilość obowiązków, ale warto było podjąć rękawicę. Mówią na nas "kronikarze".  Dla człowieka, który nigdy tego nie spróbował jest to tylko papierologia. Ja wiem, że papierologia potrafi być bardziej męcząca od niejednej pracy fizycznej. W ciągu dnia tworzy się taką ilość makulatury, z której każda karta ma wiążącą dla mnie i dla kogoś moc prawną. Niby zwykłe postanowienia, decyzje, zarządzenia, za którymi kryje się jednak pieniądz czyjś lub publiczny, wolność czyjaś lub jej ograniczenie. W tym wydziale wsadza się ludzi do pudła, albo zabiera się ich rodzinom chleb. Pogrąża się, zabiera nadzieję, albo daje się im odetchnąć. W czterech ścianach decyduje się czyjaś przyszłość lub spokój jakiejś osoby. Przeróżne sytuacje, każda inna i ciekawa. Niektóre są też ponure, bo nie wszystkie zagadki są do rozwiązania, czasami ktoś zawiśnie na sznurku na wieki..

W domu różnie. Kłótnie i marcowanie, na przemian. Dzieci rosną, ale i chorują. A jak już chorują, to parami. Witajcie grypy, sraczki i ospy.
Musimy zacząć uważać na to, co się mówi w domu, bo Adelka powtarza w najmniej oczekiwanej sytuacji. Lekarz był nawet szogunem. Dobrze, że jest stary i niedosłyszy. Albo słyszeć nie chciał :-)


Przyjemna, słowacka piosenka na dobry poranek.

poniedziałek, 1 lutego 2016

I za to warto żyć dla dzieci :)

"Kiedyś nie było telewizji i komputera. Co robili całymi dniami?"