poniedziałek, 7 marca 2016

V blbým věku

Dwa miesiące w nowym wydziale za mną. Zmiana była koniecznością, choć w niewielkim stopniu ciekawością i chęcią spróbowania czegoś nowego, wejścia na Everest. Jest mi tu dobrze i nie narzekam na przytłaczającą ilość papierów. Siedemdziesiąt stron formatu A4 napisane w osiem godzin? Czemu nie. Zawsze lubiłem pisać i składać papiery w jedną, logiczną całość. Faktem jest, że powaga spraw, które prowadzę jest już dość spora i na moich barkach spoczywa niewspółmierna do osiągniętych korzyści ilość obowiązków, ale warto było podjąć rękawicę. Mówią na nas "kronikarze".  Dla człowieka, który nigdy tego nie spróbował jest to tylko papierologia. Ja wiem, że papierologia potrafi być bardziej męcząca od niejednej pracy fizycznej. W ciągu dnia tworzy się taką ilość makulatury, z której każda karta ma wiążącą dla mnie i dla kogoś moc prawną. Niby zwykłe postanowienia, decyzje, zarządzenia, za którymi kryje się jednak pieniądz czyjś lub publiczny, wolność czyjaś lub jej ograniczenie. W tym wydziale wsadza się ludzi do pudła, albo zabiera się ich rodzinom chleb. Pogrąża się, zabiera nadzieję, albo daje się im odetchnąć. W czterech ścianach decyduje się czyjaś przyszłość lub spokój jakiejś osoby. Przeróżne sytuacje, każda inna i ciekawa. Niektóre są też ponure, bo nie wszystkie zagadki są do rozwiązania, czasami ktoś zawiśnie na sznurku na wieki..

W domu różnie. Kłótnie i marcowanie, na przemian. Dzieci rosną, ale i chorują. A jak już chorują, to parami. Witajcie grypy, sraczki i ospy.
Musimy zacząć uważać na to, co się mówi w domu, bo Adelka powtarza w najmniej oczekiwanej sytuacji. Lekarz był nawet szogunem. Dobrze, że jest stary i niedosłyszy. Albo słyszeć nie chciał :-)


Przyjemna, słowacka piosenka na dobry poranek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz