niedziela, 10 października 2010

Szau zakupuf

No właśnie, wydaje mi się dziwnym, że superhipermarkety nie są obwieszone jeszcze światełkami, włosami anielskimi i choinkami. W zeszłym roku, mniej więcej w tym samym czasie można było kupić kalendarze adwentowe, lampki na choinkę, a szyldy "zrób przedświąteczne zakupy" straszyły niskimi cenami i promocjami.
No a teraz nie widać żadnej niezwykłej promocji, nie spotkałem się nawet ze zniczami, a przecież listopad tuż tuż. I dobrze, koniec wciskania ludziom zeszłorocznych produktów, które nie zeszły z magazynu, a ich termin przydatności do zużycia/spożycia kończy się 24.12.2010. Doszukałem się w tym (typowego dla mnie) aspektu sprawy. Chodzi o to, by ludzie czuli się jak w czasach komuny, kiedy to puste sklepowe półki skłaniały do robienia zakupów z dużym wyprzedzeniem. To samo jest teraz, reklama jadącego czerwonego tira z napisem Coca Cola wbija ludziom do orzechowych mózgów, żeby spieszyć się z nabyciem cudownego eliksiru, którego nie może zabraknąć na wigilijnym stole.
Jedyne, co mi się podoba w tym całym przedświątecznym szale zakupów i przygotowań to zapowiedź Polsatu na wigilijny wieczór. Kevin McCallister znów przywali włamywaczom cegłą, a ja znów będę miał ubaw po pachy.

Ze spraw bieżących:
dziś nastąpiła fuzja dwóch prawicowych partii - UPR-u i WiP-u. Nie wiadomo jeszcze pod jaką nazwą będą działać zwolennicy Janusza Korwin-Mikkego, ale przypuszcza się, że będzie to Wolność i Praworządność. Tak czy inaczej, cieszę się z tego faktu.
Poza tym oglądałem wczoraj świetny film "Repo Men". Dość futurystyczny, ale zaskoczył mnie ciekawym wątkiem głównym, który zakończył się genialnym morałem.
Lubię takie produkcje.

Poza tym pisałem dziś do gadziny, że chyba w ciąży jestem, bo mam nieziemskie smaki. Wiecie, co mi się zamarzyło? Gruszki. Ale nie takie byle jakie, tylko te wielkie, miękkie i ociekające słodziutkim sokiem, które chciałoby się pochłaniać kilogramami.
O pierogach to nawet nie wspomnę, tylko, że istnieje podstawowa różnica pomiędzy tymi dwoma przysmakami:
- gruszki to sobie mogę kupić w pierwszym lepszym warzywniaku czy innym spożywczym,
- pierogi w sumie też mogę nabyć, ale nie ma jednak jak te, które robi moja rodzicielka (piękne słowo zapożyczone od Agola) :-)
I wiecie, nawet byłbym skłonny, żeby przełamać swoje odwieczne lenistwo i samemu sobie zrobić, ale...
nie znam dobrze gotujących facetów, prócz kilku nawiedzonych (Makłowicz, Okrasa, mój wujek) i niech zostanie, żeby to kobieca dłoń pierogi lepiła.

Już czuję ten feministyczny wzrok na plecach...

1 komentarz:

  1. A ja Ci mówię, że jeszcze tydzień i będą znicze w promocji. A zaraz po zniczach czekoladowe Mikołaje, które nie sprzedały się rok temu. Jeszcze chwila i się zacznie, bez obaw. :P

    OdpowiedzUsuń