wtorek, 13 kwietnia 2010

Przydrożny krzyż

Po dwudziestu jeden latach życia zacząłem przypatrywać się krzyżom stojącym przy drogach. Nie chodzi mi o duże, ogrodzone, z kapliczką lub bez. Chodzi o te małe, smukłe, nieraz zarośnięte trawą, zardzewiałe i zapomniane. Są symbolami ludzkich tragedii, wielu wylanych łez, ale przede wszystkim oznaczają wieczny ubytek z tego świata jakiegoś człowieka.
Niektóre z nich zawierają tabliczkę z napisem: 'Tu zginął..', 'zginął tragicznie', 'dnia ... odeszli do domu Pana'.
Co oznacza zniknąć z tego świata? Jak działa perspektywa, kiedy już się jej nie doświadcza? Czym jest ostatni uśmiech, żart i oddech?
Co myśleli ludzie, którzy wiedzieli, że za sekundy, bądź ich ułamki będzie po wszystkim?
Zdumiewające, ile człowiek jest w stanie zadać pytań, które dotyczą nieskomplikowanego i powszechnego etapu życia.
Odpowiedzi nie ma..

Miałem kolejny, męczący dzień. Niesamowicie zżyłem się z Marysią. Wiecznie uśmiechnięta, choć problemów ma za dwóch, albo i trzech. Ilekroć koło niej przechodzę, rzuci jakimś żartem.
A na słowa 'kolego misiu' :-) skaczę z radości. Też sobie wymyśliła :-)
Daje mi też do zrozumienia, że chętnie poswatałaby mnie ze swoją córką, gdyby tylko mogła.
Prezes wiecznie podejrzliwy i uśmiechający się od święta. Ale równy z niego gość.

W oczekiwaniu na "Człowieka", by nie zniesmaczyć się za bardzo muzyką skakaną, wróciłem do starych poczciwych szant i muzyki okazjonalnej.

1 komentarz: