Czasu na pierdoły jest więc sporo. No właśnie, wydaje mi się, że wraz z innymi pracownikami Wydziału mamy go za dużo. Po czym to poznać?
Po pierwsze primo, około trzynastej trzydzieści czajniki w pokojach obok zwiastują rychłe zalanie czwartej lub piątej filiżanki kawy. I zawsze, kiedy w dwóch sąsiadujących ze sobą pokojach włączony jest taki pożeracz energii następuje wybicie korków w tablicy na korytarzu. Wtedy gospodarz z jednego i drugiego pokoju wychodzą na korytarz, podnoszą opadnięty bezpiecznik w skrzynce i ustalają, kto pierwszy będzie mógł dokończyć gotowanie wody.
Po drugie secundo, zaczyna się rajd po pokojach. Szybkie wejście do sąsiada i złapanie wzrokiem, czy jeszcze ślęczy nad aktami, czy może sprawdza już newsy na onecie. Szukanie potwierdzenia i usprawiedliwienia, że nie tylko ja się nudzę. Ale jeśli sąsiad nadal wydaje się być zapracowany, to można rzucić w jego stronę demotywujący slogan, że "jutro też jest dzień", albo że "tej roboty jeszcze nikt nie przerobił". Zawsze to jakiś punkt zaczepienia, aby szybciej sprowokować przerwę.
Kiedy już wszyscy z zadowoleniem zaczynają siorbać śmierdzący, czarny płyn rozpoczyna się najważniejsze - obrabianie dupy współpracownikom. Ten rytuał nie ma początku i końca, jest najbardziej perfidnym sposobem spędzania wolnego czasu w budżetówce. Ludzie stają się na godzinę lub dwie typowymi Januszami i Grażynkami. Z poukładanych, często stonowanych mężczyzn i kobiet -na pozór- z klasą wychodzą wścibskie, plotkarskie bestie. Zaczyna się od hejtu na nieobecnych. Ich niestety najłatwiej ustrzelić, gdyż z racji absencji nie mogą się obronić. O ile w kolejnych dniach jakaś dobra dusza nie doniesie hejtowanemu czego dotyczył hejt, to utkwi w niepewności na wieki. Nieobecny jest inny, mniej wydajny, ma słabsze pomysły, potyka się na prostych sprawach, jest chytry albo rozrzutny, wygląda jak żebrak albo jeździ samochodem za kilkadziesiąt tysięcy PLN-ów, żona mu się puszcza albo jej facet jest brzydki i w ogóle kurwa gorszy od nas, tu siedzących. Można siać plotki na szefa, przeliczać zarobki kolegów, urządzać szydery z młodych i nieobytych, narzekać na codzienność, podliczać komuś wykonaną robotę, albo wskazywać kierunki postępowania. Najgorzej, kiedy grupa upatrzyła sobie jedną czarną owcę. Taka osoba ma przerąbane dopóty, dopóki w Wydziale nie pojawi się ktoś gorszy od niej.
Dziś nie będę wskazywał płci żeńskiej, jako winnej całego plotkarskiego zamieszania. Tutaj każdy jest najlepszym sędzią w czyjejś sprawie. Później jedna lub drugi narzeka, że nie wyrabia się z bieżącymi zadaniami. Tylko nikt nie widzi tego, że spędza dziennie godzinę lub dwie na szkoleniu z zakresu bycia szują. Kiedy jednak przychodzi czas prawdziwej nauki i poszerzania wiedzy z zakresu obowiązujących aktów prawnych to chętnych brak..
A ja myślałam, że to u mnie jest dużo opierdalania. :) Jednak nie aż tyle, ale zjawiska podobne do opisanych przez Ciebie znam. Uwielbiam teksty w stylu "Juz jedenasta, a ja jeszcze nic nie zrobiłam...", zawsze mam wtedy ochotę powiedzieć "To skończ o tym pieprzyć i rób". Myślę, że część osób spokojnie mogłaby pracować po 2 godziny dziennie i dałaby rade.
OdpowiedzUsuń