Weekend spędziłem dość leniwie, zresztą ostatnimi czasy odechciewa mi się wypadów gdziekolwiek. Mógłbym przesiadywać całymi godzinami w samotności albo z gadzinką, jeździć w swoje miejsca, robić wszystko po swojemu. Potwierdzają się słowa pani Elżbiety, która określiła mnie w technikum jako "wyjątkowo aspołeczny". Z drugiej strony nie potrafię zrozumieć miastowych kolegów, którzy wszystko robią razem: wychodzą na piwo, do miasta, na obiad, do sklepu, pod prysznic... :-) Z ostatnim żartowałem, ale mniej więcej tak to wygląda. Papużki nierozłączki. Życie na wsi przyzwyczaiło mnie do samotnych wędrówek przez kilkanaście godzin, wychodzenia gdzie tylko dusza zapragnie itp., bez potrzeby dzwonienia do kolegów i pytania, czy też idą. Cenię sobie ciszę i spokój, a może bardziej indywidualność.
Wczoraj wieczorem pojechałem do pobliskiej miejscowości, gdzie znalazłem ciekawy punkt widokowy, z którego można dostrzec stolicę. Posiedziałem na ławeczce, pooglądałem spadające gwiazdy i przeprowadziłem nieziemską konwersację z gadziną.
Noce są już zimne, dobrze, że miałem na sobie miluśką bluzę.
Obsesją jest piosenka, którą zachwycałem się cztery lata temu, będąc na robotach przymusowych w Niemczech. Słuchałem jej wtedy 25/dobę :-)
Heheh, to mój tryb życia właśnie tak wygląda, może to i typowe w miastach, że wszędzie się chodzi razem, ja to właśnie lubię. :) W przeciwieństwie do Ciebie niezbyt lubię wychodzić sama gdziekolwiek, od czasu do czasu to się przydaje, ale raczej preferuję wyjścia stadne. ;-)
OdpowiedzUsuńI uwielbiam tę piosenkę!! Kilka lat temu też się nią zachwycałam, mało tego, nie mogłam jej nigdzie dorwać! Dzięki!