środa, 26 stycznia 2011

W psychiatryku

Udałem się wczoraj do głupiego miejsca, jakim jest ośrodek badań psychologicznych i psychiatrycznych. Jeszcze na długo przed miałem obawy w związku z wizytą w pokoju bez klamek. Moje przypuszczenia nie okazały się uprzedzeniami..
Przyjechałem po ósmej na teren szpitala. Budynki ładnie ponumerowane, kolorowe, wymalowane, a ja kręcę się wokół i za Chiny nie mogę znaleźć tego z literką "B". Mózg mnie zaczął szturchać po ramieniu i nabijał się, że pewnie ci upośledzeni umysłowo mają dodatkową zagadkę - znaleźć w labiryncie ten chory budynek. Spoko.

I rzeczywiście, zaniepokoili mnie ludzie, którzy mimowolnie przesuwali się po parkingu i z uniesioną głową rozglądali się wokół.
Czubki - myślę. Ale po chwili zorientowałem się, że oni dążą do tego samego celu, co ja i już nie było mi tak wesoło.
Po długim obchodzie terenu szpitalnego znalazłem "B". Wyrastał z ziemi na takiej górce, schowany pomiędzy gęsto rosnącymi kasztanami.
Przed głównymi drzwiami stał niedożywiony lekarz w białym fartuchu, delektujący się nikotynowym smrodem. Zapytałem go grzecznie, czy dobrze trafiłem, ale nie uzyskałem jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ ów lekarz odebrał komórkę (chyba od żony z porodówki, bo krzyczał wniebogłosy, że się strasznie cieszy) i zbył mnie machnięciem ręką w kierunku, w którym miałem iść.
Wszedłem na poczekalnię. Pani w rejestracji służbowo zapytała o dowód i skierowanie, po czym zmierzyła mnie wzrokiem, dokąd tylko mógł jej sięgnąć. Kazała czekać do dziewiątej pod szóstką.
Usiadłem na krzesełku, starając się odprężyć.
Wtem pod siódemką, która była dokładnie naprzeciw mnie, rozległy się jakieś szmery. Okazało się, że jeden z pacjentów (chyba czubek) zaczął się denerwować wydłużającym się czasem oczekiwania na doktora i krzyczał nań, używając przy tym niecenzuralnych słów.
Po chwili pojawił się następny. Pytał wszystkich po kolei, czy dziś jest wtorek. Zmył się chyba jednak do jakiegoś pomieszczenia, bo w momencie przepadł.
Jedno mnie rozwaliło: nikt nie przejmował się dziwnymi zachowaniami. Każdy robił swoje, patrzył w gazetę, rozmawiał itp.
I wtedy naszła mnie teoria: skoro nikt nie zwraca uwagi na czubków, to każdy myśli o każdym, że to czubek. Czyli potencjalnie byłem dla wszystkich wokół czubkiem i mogłem się teoretycznie rozebrać do naga, a mieliby to gdzieś.
Wiem, głupia teoria. No ale jak tu nie myśleć w wariacki sposób w takim otoczeniu? "Z kim przystajesz, takim się stajesz"

O dziewiątej wszedłem do pomieszczenia, w którym urzędowała wielka, gruba, ociekająca fast foodem kobieta. Powoli podniosła wzrok z jakiejś kartki i spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "byłbyś dobrym obiadem". W przerażeniu wymyśliłem, że zaraz weźmie ogromną strzykawkę zza szklanej gablotki i napełni mój tyłek pavulonem. Łeee..
Przez cztery godziny robiła mi wodę z mózgu szeregiem testów i pytań. Po wszystkim zastanawiałem się nad prawdziwością mojego imienia. Straszne to.

Niemniej jednak mam dobrą wiadomość: jestem zdrowy psychicznie. Hurrrrrrraaaa!!!

3 komentarze:

  1. Musiałam piąteczkę dorzucić za przypomnienie wspaniałej muzycznej o. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hee? Chyba niezbyt dokładnie Cię zbadali:P Muszę im podkablować :D

    OdpowiedzUsuń