wtorek, 21 grudnia 2010

Krysmas

Czcigodny sąsiad Tadeusz stwierdził ostatnio podczas luźnej rozmowy w czteroosobowym gronie, że święta to on lubi, bo “karpia se kurwa sam złowił, a baba w domu jak co roku wszystko zgotuje”. Ponadto “można zajebać pałę jak rodzina przyjedzie” i “dychnąć trochę kurwa”.

Fajne, wiejskie postrzeganie Świąt Bożego Narodzenia (i pewnie nie tylko wiejskie). Lubię czasami słuchać tego, o czym rozprawiają ludzie - o spieprzonych sernikach i zbyt kwaśnym barszczu. Niektórzy zaś w ogóle się nie przejmują i martwią się stukającym silnikiem, planują kolejny tydzień pracy, a święta traktują jak upragnione wolne.

Można i tak – nikt nie musi być wierzącym katolem. Bawi mnie natomiast to, że ludzie nie myślą wcale a wcale. Skoro są to ŚWIĘTA, to jak sama nazwa mówi chodzi o celebrację czegoś, kogoś, w związku z czymś. W przypadku 25 grudnia chodzi o radość z narodzenia Jezusa. I nie ma tu żadnego odstępstwa czy indywidualnego podejścia do tradycji. Skoro godzisz się na to, żeby Twoja stara lepiła uszka czy robiła kutię to znaczy, że powinieneś mieć świadomość uroczystości, w związku z którą to się dzieje.

A jeśli nie, to jesteś dziwoląg, bo cieszysz się nie wiadomo z czego. Jeśli nie rozumiesz o co chodzi w tym całym zamieszaniu to przeżyj je po świecku i nie zaniżaj poziomu.

Obsesja drugiego stopnia z jedną niewiadomą.

1 komentarz: