poniedziałek, 11 grudnia 2023

W lekkim powiewie

Co jakiś czas próbuję wzruszyć Twe serce, pokazać Ci moje starania, zwyczajnie i szczerze wykonać w Twoją stronę jakiś gest. W niedzielę odtrąciłaś mnie po raz kolejny. Coraz bliżej mi zupełnego zrozumienia, że ja nic już nie zmienię w naszej relacji. Przychodzi do mnie ta najgorsza prawda, której nie potrafię przyjąć. W ciągu ostatnich kilkunastu dni czuję się wyraźnie gorzej, jestem totalnie rozbity, rozmontowany. Nowotwór Taty, odejście drugiej po Bogu, najważniejszej osoby w życiu. Ile jeszcze? Jak długo? Czemu akurat mnie to spotyka? Czy ja mam siłę, żeby poradzić sobie z tym wszystkim? Co z dziećmi? Jaka będzie ich przyszłość bez ojca na co dzień? Co mi powiedzą za dziesięć czy czterdzieści lat? Znienawidzą mnie tak samo jak własna żona? Co ze mną? Stoczę się czy wytrwam w wierności złożonej przysiędze, a może szlag mnie trafi za rok czy dwa? 

Boże, gdzie jesteś? Błagam, uzdrów mnie.
Niepojęty, niezmierzony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz