Ostatnio dałem upust mongolskim teoriom, które dusiły się we mnie od dłuższego czasu. Co prawda nie wszystkim, ale mimo wszystko poczułem niezwykłą ulgę. Rozmowa z Agolem zamieniła się jak zwykle w tworzenie sztuki, kilkanaście zdań naprawdę nam się udało. Dzienki Gagolu.
Z gadzinką wiedzie mi się bardzo fajo, znaleźliśmy nawet własny sposób na nieporozumienia. Wystarczy, że wtedy powiem jedno słowo, na które się umówiliśmy i wszystko wraca do normy.
Przez brak czasu zaniedbuję znajomych. Do tych, do których odzywałem się sporadycznie nie piszę już wcale. Ale pojawili się nowi, którzy są jak hieny lub inne sępy czyhające na to, by cię pożreć. Masakra jakaś.
A co z obsesjami muzycznymi? Tutaj akurat problemu nie ma, zdążyłem znaleźć kilkadziesiąt nowych i karmię nimi swoje uszy.