poniedziałek, 13 grudnia 2010

Giń, wstrętna książko!

Tak zadecydowałem dziś po rozwaleniu się wielkiego, kartonowego pudła, które przechowywało dziesiątki podręczników, ćwiczeń, książek i zeszytów. To dorobek mój i rodzeństwa od podstawówki wzwyż. Łącznie ponad 300 sztuk.
Usiadłem na podłodze, na której rozsypała się zawartość pudła. Założyłem nogi po turecku – jak w przedszkolu i począłem analizować zawartość znienawidzonych przedmiotów. Z każdym zeszytem i książką były jakieś skojarzenia: na czerwono zapisane “Brak zadania!” czy “Uzupełnić!” przez nauczycielkę-terrorystkę, pokraki wszelakiej maści, rysowane na ostatnich stronach zeszytu, cudowne myśli wypowiedziane przez nieostrożnych w słowach nauczycieli, a zapisane przeze mnie, bitwy w kółko i krzyżyk rozegrane na ławkach sali nr 307, dorysowywane członki śmiesznie wyglądającym ludziom w podręczniku do polskiego i historii, wydzierane z zeszytu kartki, na których prowadzone były tajne rozmowy z kolegą/koleżanką po drugiej stronie klasy, ściągi, resztki jedzenia, ślady po rozpisywaniu długopisu, numery telefonów, zapisane (a niezrobione) zadania typu “w domu”, numerowane lekcje maksymalnie do 15 września, pismo niezidentyfikowanych już koleżanek, które skrupulatnie przepisywały całe zeszyty pod koniec roku za bombonierkę bądź ekwiwalent pieniężny, kilka przedmiotów prowadzonych w jednym zeszycie, ślady buta na podeptanym zeszycie opisane datą ok. 20 czerwca i wiele, wiele innych ciekawych wspomnień.

Wszystkie te przyjemności i nieprzyjemności to moja historia, która wydarzyła się naprawdę. Z przeglądaniem starych książek i zeszytów zeszło mi ze dwie godziny. W niektórych momentach śmiałem się jak dziecko, w innych dopadała mnie złość. Później wszystkie arcydzieła i druki trafiły do kotłowni, gdzie posłużą do ogrzewania przez kilka dni mojego budynku.

Tak więc dowody rzeczowe mojej paskudnie wesołej przeszłości zostały zniszczone. Teraz dzieciom mogę opowiadać o ojcu, który nie odchodził od książek i nigdy nie próżnował w szkole. Chyba, że wydadzą mnie koledzy i koleżanki z klasy. Ale liczę na solidarność, przeto ja też mam na nich haka :-)

1 komentarz:

  1. Fajne wspomnienia, Bestio. Moje zeszyty już dawno wylądowały na śmietniku, a książki zostały sprzedane. Tylko polski został. Nie wiem po co...
    Piękne to było uczucie - dostać za książki do matmy kasę... :)

    OdpowiedzUsuń